Moi drodzy,
Zacznę od ogłoszenia. Trwa badanie, które ma na celu uformować przyszły kształt tego biuletynu. Mamy już trochę odpowiedzi, ale wciąż możecie wziąć w nim udział. Jakie wnioski na początek:
Oczywiście wszystko może się jeszcze zmienić, ponieważ ankieta jest w toku. Co ciekawe, bardziej aktywni w ankiecie okazali się otrzymujący newsletter drogą mailową, niż czytelnicy biuletynu LinkedIn (już po uwzględnieniu różnicy w proporcjach obu grup).
Dziś więc mam dla Was trzy tematy:
Zaczynamy!
Co lubimy w newsletterach? No wiadomo, że musi być jakiś insight, bo bez tego jak bez tlenu. Energii w tym tygodniu dostarcza nam GP Bullhound swoim raportem Educational Technology. Firma GP Bullhound opublikowała swoje opracowanie dotyczące technologii edukacyjnej, w którym stara się szczegółowo zagłębić w niektóre z głównych trendów odpowiedzialnych za wzrost na rynku nauczania cyfrowego. I są to raczej rzeczy już dostępne i wpływające na rzeczywistość, ale nie futurologia i scenariusze przyszłości.
Możliwości jakie dają nam cyfrowe narzędzia wciąż ewoluują i przenikają do środowiska edukacyjnego jak nigdzie indziej. Żyjemy więc w jakimś niekończącym się procesie przedefiniowywania tego czym jest cyfrowa edukacja. Końca procesu nie widać, ponieważ takie procesy końca nie mają. Mówi się czasem o cyfrowej transformacji, a więc o czymś, co ma swój początek, środek i koniec. W nowych technologiach niewiele sobie z tego robimy, ponieważ meta cały czas nam ucieka.
Jakie główne trendy rynkowe dostrzegają analitycy GP Bullhound? Oto one:
W 2007 roku niejaka Jane Hart rozpoczęła budowę listy “Top 100 Tools for Learning” w oparciu o badanie, które prowadzi w założonej przez siebie organizacji Centre for Learning & Performance Technologies (C4LPT). Lata płynęły i w tym roku doczekaliśmy się już szesnastej edycji. Warto dodać, że w 2021 roku lista była rozwinięta do top 300, wcześniej przez jakiś czas funkcjonowała jako top 200. W tym roku topka ponownie uwzględnia “jedynie” sto narzędzi, co Jane tłumaczy mniejszym zainteresowaniem respondentów. Dodajmy jeszcze, że jest to lista popularności narzędzi i redaktorzy nie podejmują się ich oceny. Zobaczmy zatem co mamy.
Pierwsza dwudziestka wygląda tak:
YouTube niezmiennie na pozycji lidera (od 7 lat!), a Power Point zamienił się miejscami z Zoomem (czyżbyśmy wraz z końcem lockdownów mniej doceniali narzędzia do spotkań i nauki online?). Największy skok zaliczyło jednak Vimeo, co jest zrozumiałe z perspektywy tych, którzy tworzą edukacyjny content wideo i chcą go wygodnie umieszczać na platformach edukacyjnych. Tutaj chyba warto wspomnieć, że w ankiecie na podstawie której budowana jest lista udział biorą przede wszystkim profesjonaliści zajmujący się uczeniem i każdy z nich może wskazać dziesięć wybranych przez siebie narzędzi. Są to więc bardziej narzędzia do nauczania, niż do uczenia się.
Wśród znanych i cenionych rozwiązań znajdziemy też rzeczy dla nas mocno egzotyczne. Awans o 199 miejsc zaliczyła platforma Live Worksheets, która pozwala na tworzenie aktywnych arkuszy czy formularzy online na bazie posiadanych już grafik czy plików PDF. Zamiast więc wysyłać uczniom PDF-y w załączniku do maila możemy nadać im pewną interaktywność. Nic specjalnego, ale rzeczywiście w pewnych grupach zawodowych to może się przydawać.
Lista jak lista, można się zgadzać, albo nie, ale warto przyjrzeć się jej przez pryzmat dwóch wymiarów. Pierwszy to podział według trzech kategorii (które się przenikają). To przy okazji wyjaśni skróty PPL, WPL i EDU na liście powyżej.
Drugi dotyczy czterech kontekstów uczenia:
Bardzo ciekawy i praktyczny podział. Te cztery D zakładają, że:
Oczywiście, nie uczymy się z każdego D po równo. Z badania przeprowadzonego przez (a jakże) Jane Hart na 10 tys. respondentów wynika następujący rozkład proporcji:
Tylko około 14% tego, czego się uczymy, ma miejsce w sytuacjach uczenia się formalnego, tj. DYDAKTYKI, podczas gdy 21% pochodzi z DYSKURSU, 32% z DZIAŁANIA, a 33% z ODKRYWANIA. Każde narzędzie, które może umożliwić uczenie się w każdym z tych kontekstów, można zatem nazwać narzędziem do uczenia się.
Sam postanowiłem przyjrzeć się temu, co ja z tej listy używałem w tym roku jako edukator - tylko w kontekście używania do edukacji,a konkretnie do tworzenia treści edukacyjnych. Nie ma więc np. Wikipedii, choć często z niej korzystam, to w tym roku nie użyłem jej do uczenia innych. I wyszło mi tak:
To niesamowite jak wiele narzędzi nam potrzeba do nauczania, a przecież dopiero co wydawało się, że wystarczy kreda i tablica, a online zastąpi ją jakaś jedna uniwersalna platforma. A przecież zawęziłem listę tylko do narzędzi, których używałem do tworzenia treści i nauczania. Gdybym podszedł do listy bardziej liberalnie, to byłoby na niej ponad 60 pozycji + te, których nie uwzględniłem (korzystam z wielu specjalistycznych narzędzi, których nie ma na liście).
A gdybyście trafili na bezludną wyspę i mogli zabrać ze sobą jedynie kilka opcji, co by to było? Dla mnie:
A co Wy zabralibyście na bezludną wyspę?
Pełną listę narzędzi i inne ciekawe wnioski znajdziecie tutaj: https://www.toptools4learning.com
Na ten ciekawy fakt zwraca uwagę Mat Clancy:
“Jeden z najsłynniejszych ostatnio artykułów z zakresu ekonomii innowacji Are Ideas Getting Harder to Find? (Bloom, Jones, Van Reenen i Webb) pokazuje, że do utrzymania obecnego tempa postępu technologicznego konieczny jest coraz większy wysiłek badawczo-rozwojowy. Niezależnie od tego, czy mówimy o prawie Moore'a, plonach upraw rolnych, opiece zdrowotnej czy innych wyznacznikach postępu. Inne artykuły, które zajmują się tym problemem, prezentują podobne wyniki. Chociaż nie jest jasne, czy tempo postępu technologicznego rzeczywiście zwalnia, z pewnością coraz trudniej jest to tempo utrzymać”.
Możemy więc dojść do pewnego momentu, gdy ekonomicznie nauka nie będzie już opłacalna, ponieważ będzie zbyt trudna. A może to już? Mimo znacznego wzrostu liczby naukowców i publikacji naukowych, nie wydaje się, aby towarzyszył im wzrost liczby nowych odkryć, które w praktyce wypierają te starsze. Co na to nauka?
Na początek weźmy na warsztat świetną bezpłatną książkę The Science of the Science (Dashun Wang, Albert-László Barabási), która pokazuje tendencję zgoła odwrotną:
Liczba publikacji i liczba autorów stale rosną od 120 lat. Wykres po lewej stronie pokazuje sumaryczny przyrost i to w skali logarytmicznej, co jest niesamowite. Między 10 do potęgi czwartej, a 10 do potęgi siódmej jest różnica tak wielka, że w skali liniowej w zasadzie nie do pokazania. Wykres po prawej pokazuje, że liczba publikacji na autora utrzymuje się w zasadzie w okolicach liczby 2 (wcale nie spada), a jednocześnie rośnie rola zespołów badawczych. Obecnie to już średnio ponad cztery osoby na jedną publikację.
Teoretycznie nie ma więc problemu, ale trzeba pamiętać, że liczba publikacji i autorów nie świadczy wcale o jakości ich pracy. Jeśli rynek naukowy akceptuje daną ilość wydawnictw fachowych (w których publikowanie można uznać za profesjonalną działalność naukowo-badawczą), to wydawnictwa te potrzebują “paliwa”. Publikować trzeba, publikowanie jest nagradzane i wymierne dla kariery naukowców. Możemy więc mieć sytuację, gdy zamiast mniejszej liczby ważniejszych odkryć będziemy mieć większą liczbę mniejszych. Spójrzmy więc na całość bardziej krytycznie.
Nagrody Nobla z dziedziny fizyki, chemii czy medycyny to absolutny top osiągnięć naukowych. Odnoszą się też do realnych osiągnięć, które zmieniają oblicze ludzkości. Spójrzmy na poniższy wykres:
Pokazuje on jak “stare” publikacje były nagradzane noblami w poprzednich latach. Oś pionowa pokazuje odsetek nagród przyznawanych za publikacje co najwyżej 20-letnie. 0.7 oznacza w tym przypadku 70%. W pierwszych latach nagradzano więc “świeże” odkrycia, co było też związane ze specyfiką samej nagrody i tworzącego się modelu publikacji naukowych. O ile jeszcze w latach 70-tych 70-80% nagród było przyznawanych za odkrycia (publikacje) młodsze, niż 20 lat, tak obecnie ten odsetek w przypadku chemii spadł do około 30%. Czyli 7/10 obecnie przyznawanych nobli z chemii dotyczy odkryć mających co najmniej 2 dekady! Trochę tak, jakby obecnie naprawdę trudniej było o odkrycia przełomowe i trzeba grzebać w przeszłości. W przypadku fizyki spora część naukowców sama przyznaje, że najbardziej płodny dla tej dziedziny okres to lata 1910-1930. Malkontenci mogą powiedzieć: kiedyś to były odkrycia! Nie to, co teraz…
Nie będę zdradzał całej treści tego świetnego opracowania, ale Matt Clancy bierze też pod uwagę inne czynniki, np. jakie jest prawdopodobieństwo, że współczesna publikacja trafi na listę 0,1% najczęściej cytowanych artykułów. W końcu cytowania to poniekąd obiektywny dowód na jakość czyjejś pracy. Ale czy na pewno?
Na koniec warto chyba dodać, że nawet jeśli nauka stała się trudniejsza, to… dobrze. Świadczy to tylko o tym, że pracujemy ogromnej bazie nagromadzonej wiedzy i po prostu musi być trudniej. Ale musimy też zdobywać nową wiedzę i konfrontować z tą starą. Bez nowej wiedzy nie ma odkryć. A bez starej wiedzy nie ma nowej. Każdej dziedzinie innowacyjności towarzyszy stale rosnący wysiłek badawczo-rozwojowy i może się wydawać, że doszliśmy do ściany. A może po prostu nie sięgamy wzrokiem wystarczająco daleko?
Jeszcze raz zachęcam do zgłębienia tego świetnego artykułu, który ja jedynie “nadgryzłem”: Clancy, M. (2022). Science is getting harder. New Things Under the Sun. Retrieved from https://www.newthingsunderthesun.com/pub/17ygmn8w
Na koniec chciałem Wam na szybko przedstawić żywy dowód na to, że nie mam racji w kwestii mediów społecznościowych i edukacji. A przynajmniej części mediów społecznościowych. Zawsze uważałem TikToka za dzieło swojej epoki i narzędzie bzdurne w kontekście edukacji. Jasne, każda platforma publikacji treści pozwala nam uczyć się, jeśli ta treść zawiera… treść. Jednak to naciągane i to bardzo poważnie. A jednak trafiłem jakiś czas temu na Kat Norton znaną jako Miss Excel. Tak, Kat uczy Excella na TikToku.
Uczy go skutecznie na tyle, że ma około 900 tys. obserwujących i dwa miliony polubień. Nie wiedziałem, że można tyle razu polubić arkusz kalkulacyjny.
Praca Miss Excel opiera się o to, co TikTok lubi: układy taneczne i przyciągająca uwagę muzyka. Obejrzałem kilkanaście filmów (czy jak to się tam na TikToku nazywa) i paru rzeczy się nauczyłem. Czyli działa. A do tego zrobił się z tego całkiem poważny biznes edukacyjnych dla (o zgrozo, wypluj to słowo!) influencerki.
Więcej o Kat Norton napisano tutaj: https://www.distractify.com/p/miss-excel-tiktok