Dzień dobry,
Na zdjęciu okładkowym mam dziś dla Was podkowę na szczęście, ponieważ oto przed Wami numer 13. biuletynu. Czy wiecie, który z kolejnych numerów również można uznać za pechowy i dlaczego? Napiszcie w komentarzach! Do tematu pecha zresztą wrócimy, ponieważ mam dziś dla Was następujące tematy:
Wracając jeszcze na chwilę do tematu pecha. Jeśli kogoś pech i szczęście w kontekście naukowym interesują, to polecam zacząć od tej świetnej publikacji:
A my zaczynamy dzisiejszy biuletyn!
Pewien mężczyzna, nazwijmy go Patrick McCormick, ma dwuletniego synka, a ja pięcioletnią córkę. Ma za to córkę dwumiesięczną, a ja jedynie dwumiesięcznego szczeniaka, więc na tym etapie analogie się nieco rozjeżdżają. Zadajemy sobie jednak najwyraźniej te same pytania:
Myślę, że wielu rodziców trawi podobny niepokój: jak uczyć TE DZISIEJSZE DZIECI? Chcemy przecież, żeby były: mądre, szczęśliwe, miłe, kreatywne, inteligentne i pracowite. No i żeby nie przestały być sobą. Spróbujmy zatem.
Powyższy wykres pokazuje to, co mogłoby być ściągą dla każdego z rodziców. W końcu chcemy, żeby nasze dzieci wykształciły się w takich kierunkach, które w przyszłości zapewnią im dobry status (również materialny). Wykres pokazuje jak zmienił popyt na dane kierunki studiów w ostatniej dekadzie. Badanie dotyczy amerykańskich uczelni i można je znaleźć tutaj.
Oczywiście, nauki komputerowe rządzą, a coraz mniej osób chce studiować socjologię czy literaturę. Czasem mówi się, że najważniejsze pytanie jakie zadaje każdego dnia współcześnie wykształcony filozof brzmi: “Czy frytki do tego?”
Dwa główne wnioski to:
Tylko czy to odpowiada realnym potrzebom rynku? No właśnie nie do końca i chyba czujemy, że ten wykres nie do końca oddaje rzeczywistość. W wykresie tym widać jedno: bardzo ciężko jest instytucjom edukacyjnym nadążyć za rosnącym tempem zmian na świecie.
Dobrze na pewno wiecie, że obecny system edukacji wywodzi się z XIX-wiecznych Prus i miał na celu wykształcenie pracowników dla przemysłu w czasach, gdy zawodu nie zmieniało się przez całe życie, a w ramach tegoż zawodu nie następowały rewolucyjne zmiany. Nawet długość lekcji czy dzwonek oddzielający poszczególne lekcje od przerw to pokłosie tamtych lat. Ówczesny absolwent powinien być punktualny, posłuszny i powtarzalny. Chyba nie tego chcemy dla naszych dzieci?
Profesor William Deresiewicz z Yale wygłosił w 2009 taką uwagę (podczas przemówienia do adeptów Akademii West Point):
Czyli: nawet w topowych uczelniach (o których my, rodzice, marzymy, żeby nasze dzieci mogły się tam dostać) edukacja nastawiona jest na wychowywanie “owiec skaczących przez obręcze”. Te z Yale będą po prostu bardziej posłuszne i wybitne w swojej klasie. Żaden świadomy rodzic nie chce przecież, żeby jego dziecko było taką “idealną owcą”. Nie zrozumcie mnie źle: wiele umiejętności owcy przydaje się w życiu i je ułatwia, ale ważne jest też, żeby umieć tę owczą skórę zrzucić. Wiele osób, niegdyś prymusów z CV pełnym osiągnięć, umiera z nudów i frustracji zamkniętych w jednej z miliona korporacji. Tylko nieliczni mają odwagę porzucić to wszystko i spróbować czegoś własnego. Wtedy na pewno dodatkowe fakultety, języki obce, znajomości i renoma wyrobiona przez lata przydają się.
Jednocześnie 68% Amerykanów uważa, że ich dzieci będą zarabiały gorzej, niż oni sami, czyli, że lepsze czasy już były.
Dzieci z pokolenia alfa będą pracowały otoczone sztuczną inteligencją, będą wpływały na biologię czy fizykę na poziomie dla nas niewyobrażalnym, będą przetwarzały ogromne ilości informacji. Do tego szkoła w pruskim modelu fabrycznym z zaimplementowanym mechanizmem do produkowania “idealnych owiec” zupełnie się nie nadaje.
Przykład? Pewne uczennica zorientowała się może użyć GPT-3 czyli autoregresyjnego modelu języka, który wykorzystuje głębokie uczenie do tworzenia tekstu podobnego do ludzkiego, aby tworzyć masowo wypracowania dla siebie i swoich kolegów. Takie zjawisko nazywa się czasem ~*prompt engineering*~ ponieważ również w generatorach AI stosujemy proste zapytanie prompt i piszemy wprost o co nam chodzi, a sztuczna inteligencja to tworzy. Wyobraźcie sobie teraz nauczycieli, którzy muszą sprawdzać takie wypracowania podejrzewając, że ich autorami są komputery, ale jednocześnie nie potrafiąc tego udowodnić. My myślimy od GPT-3 jako o przyszłości, ale z perspektywy mojej córki to będzie starożytna technologia, gdy ona będzie pisała swoje wypracowania. Mam na myśli to, że przez następną dekadę zmieni się jeszcze wiele. A tempo wzrostu zmian na świecie w zasadzie uniemożliwi rodzicom przygotowanie dzieci do jakiejkolwiek ścieżki kariery.
A co konkretnie możesz zrobić, aby uczyć swoje dzieci? Dziesięć świetnych rad znajdziesz w samym artykule. Zachęcam: https://www.notboring.co/p/how-do-i-teach-these-kids
Dziś też chciałem Wam przybliżyć metodę pracy kreatywnej zwaną SCAMPER, która to może trochę kojarzyć się z burzą mózgów, ale otoczoną bardzo konkretnymi zasadami. Może ona przydać się nie tylko w edukacji, ale przede wszystkim tam, gdzie brakuje nam nowych pomysłów i premiowana jest kreatywność. SCAMPER działa na zasadzie pewnych przekształceń tak, że z jednego pomysłu powstać może coś nowego i nietuzinkowego.
Metoda bierze swoją nazwę od pierwszy liter słów stanowiących poszczególne kroki. Zatem:
SCAMPER jest metodą, która pozwala ułożyć luźne pomysły w te powyższe kategorie. Przy każdym z punktów pracuje się na zasadzie pytań i udzielania na nie wyczerpujących odpowiedzi, np. w grupie projektantów. W rezultacie otrzymujemy w miarę opisany zestaw pomysłów, a nie strumień z burzy mózgów.
Źródło: https://innovaops.pl/scamper-czyli-jak-zostac-innowatorem/
Zobaczmy to na przykładzie edukacyjnym. Janek chce stworzyć i sprzedawać swój pierwszy kurs online. Czuje, że przespał najlepszy moment i chce czegoś więcej, aby odnieść sukces. Brakuje mu jednak pomysłów.
Ten przykład był oczywiście dosyć płytki i pozbawiony dużej ilości ważnych pytań na które trzeba sobie odpowiedzieć, ale pokazuje jak w paru krokach możemy zupełnie zmieniać nasze pomysły i projekty.
Problem w tym, że SCAMPER nie jest taki prosty, jak się wydaje. Trzeba trochę popracować tą metodą, aby nauczyć się zadawać odpowiednie pytania i po prostu drążyć każdy z siedmiu punktów. SCAMPER to generator pomysłów. Nie zawsze są one dobre i czasem dochodzimy do kuriozalnych wniosków, ale jest to narzędzie dla każdego, kto potrzebuje innowacji.
Gdy decydujemy się na wdrożenie jakiejś platformy (może to być wspomniane w tytule oprogramowanie z kategorii learning management system, ale nie musi), to jedną z kluczowych spraw jest dobranie odpowiedniego sposobu licencjonowania. Nie oznacza to w większości przypadków, że mamy jakiś realny wybór, bo ale na pewno musimy być świadomi tego, na co się decydujemy, ponieważ w bliższej i dalszej perspektywie zaważy to na naszym portfelu.
Wspomina o tym John Leh na łamach Talented Learning. To, co na pewno zauważyliście to fakt, że od lat króluje licencjonowanie w formie subskrypcji. Kiedy w 2009 roku składałem pierwsze porządne stanowisko do nowocześnie rozumianej postprodukcji wideo, to Final Cut Pro (który wtedy był naprawdę pro), ale zacząłem odczuwać braki narzędzi graficznych: Photoshop, Illustrator, InDesign czy Acrobat w pełnej wersji. Każdy z tych programów kupowaliśmy w wersji “pudełkowej”, a więc “na zawsze”, a przynajmniej do czasu, gdy pojawi się nowa odsłona programu i będzie trzeba płacić za aktualizację. Wtedy to jeszcze nie było takie oczywiste i pamiętam, że w przypadku InDesign wsteczna kompatybilność różnych wersji była problematyczna. To trochę tak, jakbyście dziś spotkali kogoś, kto pracuje na pakiecie Office 97. Jest to możliwe, ale raczej dziwne. I w moim konkretnym przypadku oznaczało to na początek wydanie prawie 20 tys. złotych na oprogramowanie. Mam tu na myśli 20 tys. PLN przy ówczesnej sile nabywczej pieniądza, gdzie nowa Skoda Fabia kosztowała około 40 tys. Wydawaliśmy więc “pół nowego samochodu” na programy, które równie dobrze i sprawnie mogliśmy pobrać z internetu i zalegalizować w inny sposób, a dodatkowo mieliśmy gdzieś z tyłu głowy świadomość, że za 2-3 lata operację będzie pewnie trzeba powtórzyć.
W 2013 roku pojawił się pakiet Adobe Creative Cloud za $65 miesięcznie, który oferował kilkanaście, a w końcu kilkadziesiąt programów, w tym wszystkie te, których potrzebowałem, a które nabywałem wcześniej na płytach CD w kartonowych pudełkach w cenie połowy nowego samochodu osobowego. Powiedzieć, że warunki gry się zmieniły, to nie powiedzieć nic.
Jeszcze w 2014 roku 50% wszystkich sprzedawanych systemów LMS było oparte o licencję wieczystą, czyli jednorazową płatność. Obecnie to jedynie 6%. Wtedy też na licencje z płatnością miesięczną decydowało się 10% klientów. Dziś - 67%.
W przypadku systemów LMS zadziałało to, co gdzie indziej: infrastruktura oprogramowania B2B przeniosła się do chmury i stało się to powszechnie akceptowalnym, a w końcu też oczekiwanym standardem. Wdrożenie oprogramowania coraz rzadziej oznacza jakąś dedykowaną operację na serwerach klienta i ogromne koszty z tym związane.
Skoro o kosztach mowa… branża oprogramowania platform (nie tylko LMS zresztą) była wcześniej często krytykowana, że skupia się na wciśnięciu klientom bardzo drogich produktów (pod szyldem “dedykowanego wdrożenia”), co samo w sobie nie jest grzechem. Sęk w tym, że klienci bardzo często nie realizowali zakładanych planów i pozostawali z przerośniętym i drogim w utrzymaniu systemem. To tak, jakby zamówić w stoczni drogi wycieczkowiec na 2 tysiące pasażerów, ale ze względu na zmianę planów i restrukturyzację, pływać nim jedynie po Bałtyku. W przypadku licencji wieczystej czy dedykowanego wdrożenia mamy kosztowny problem, ale gdy mowa licencji rozliczanej w cyklach miesięcznych, niewiele stoi na przeszkodzie, aby w chudszych okresach wycieczkowiec zmienić na katamaran.
Oczywiście zauważyliście pewnie, że obniżenie pakietu jest znacznie trudniejsze, niż jego podwyższenie i dziwnym trafem pojawiają się przeszkody, ale takie już święte prawo dostawców. Muszą oni jednak lepiej dbać o klientów, ponieważ zakończenie subskrypcji jest czymś, co rzeczywiście znajduje się na horyzoncie możliwych wariantów zdarzeń. Jednym z najbardziej krytycznych wskaźników z których rozliczane są działy obsługi jest retencja klientów, czyli to, że odchodzą w trakcie.
To oznacza też ciągły wyścig z konkurencją i jest dla nas świetną wiadomością. Są oczywiście przypadki, gdy opuszczenie danej usługi nie jest takie proste. Dwa razy w życiu wdrażałem w organizacjach Google Workspace (jeszcze jako GSuite) i raz Microsoft Teams for work or school (jeszcze jako Office 365) i naprawdę nie chciałbym ponownie robić migracji.
No, ale odeszliśmy trochę od głównego wątku. Jakie zatem są najpopularniejsze modele licencjonowania w przypadku LMS? Oto one:
Procenty na liście określają odsetek dostawców oferujących dany model. Nie sumują się do stu z tej prostej przyczyny, że większość dostawców oferuje kilka modeli licencjonowania. Choćby rozliczenie miesięczne i roczne są bardzo popularne i często decydując się na zakup roczny dostajemy dodatkowy upust “12 miesięcy w cenie 10”. I wtedy pojawia się pytanie: czy lepiej płacić co miesiąc $50 dolarów czy sięgnąć głębiej do kieszeni i wydać $500, ale przez rok mieć spokój. Trzeba też pamiętać o specjalnych programach dla tak zwanego trzeciego sektora: fundacji czy stowarzyszeń. Często mogą one liczyć na obniżenie ceny regularnej do połowę, a w innych przypadkach usługi są wręcz za darmo (np. Google Workspace).
Tych z Was, którzy są z Warszawy chciałem serdecznie zaprosić do odwiedzenia wystawy przygotowanej w związku z opisanym powyżej w tytule okolicznościami.
Ideą wystawy jest pokazanie tego, co zazwyczaj pozostaje za kulisami pracy konserwatorskiej, a więc kompleksowych, niejednokrotnie bardzo skomplikowanych działań stosowanych w celu ratowania dzieł sztuki. Konserwatorka czy konserwator, czasem w sterylnej pracowni, niekiedy na wysokich rusztowaniach w pałacu czy kościele, niczym chirurg dokonuje działań, z efektami których każdy z nas niejednokrotnie się zetknął, zazwyczaj zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, ile wiedzy, umiejętności i pracy wymagało uzyskanie końcowego efektu. Na wystawie dajemy możliwość prześledzenia tych procesów.
Jest to bardzo ciekawy aspekt naszej kultury, ponieważ konserwatorów zabytków zazwyczaj postrzegamy przez pryzmat osób z pędzelkami, które czyszczą stare obraz lub - co jest zupełnie błędne - urzędników państwowych. Czasem słyszymy, że konserwator wojewódzki na coś nie wyraził zgody. Zazwyczaj konserwatorami-urzędnikami są osoby bez wykształcenia w dziedzinie konserwacji zabytków, np. historycy sztuki. Mają oni bardzo blade pojęcie o tym czym konserwacja w ogóle jest i to niestety często widać w ich decyzjach.
A jest to jednocześnie dziedzina bardzo złożona, w skład której wchodzi szereg nauk, włączają w to: chemię, fizykę czy filozofię kultury. No i oczywiście nauki plastyczne, ponieważ konserwator musi umieć samodzielnie odtworzyć to, co zostało wykonane przez jakiegoś mistrza setki lat temu. Konserwacja obejmuje nie tylko malarstwo czy rzeźbę (a raczej: kamień i detal architektoniczny), ale też papier, metal czy tkaninę.
Studia konserwatorskie na warszawskiej ASP trwają aż 6 lat w trybie jednolitym, co oznacza spore poświęcenie czasu i pewne ryzyko. Są to jednak studia dosyć elitarne. Co roku akademia przyjmuje około dwudziestu nowych studentów na wszystkie wymienione wyżej kierunki, co oznacza, że np. na konserwacji papieru możemy mieć trzech studentów. No i w ciągu długich sześciu lat studiów poszczególne osoby wykruszają się.
Sama historia Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki jest też bardzo ciekawa. Jak odejmiecie od dzisiejszej daty 75 lat, to znajdziecie się w roku 1947. Pomyślcie, jakie wtedy wyzwania czekały na młodych konserwatorów, którzy dopiero uczyli się tej dziedziny i w zasadzie tworzyli od podstaw wiele metod stosowanych do dziś.
Wystawa “Sztuka na zawsze…?” jest dostępna w dniach 7 października – 12 listopada 2022 w Pałacu Czapskich, siedzibie Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie przy ul. Krakowskie Przedmieście 5 oraz na pałacowym dziedzińcu. Już dziś wiemy, że to bardzo krótki czas, jak na tak ciekawą atrakcję, ale Pałac Czapskich gości sporo wydarzeń i po prostu ruch tam jest duży.
Więcej o wystawie: https://asp.waw.pl/2022/09/19/75-lat-wydzialu-konserwacji-i-restauracji-dziel-sztuki-w-asp-w-warszawie/