Dzień dobry,
Dziś w biuletynie:
Zaczynamy!
Dlaczego zajmujemy się amerykańskimi szkołami K-12 (czyli od przedszkola do klasy dwunastej)? Są one od nas bardzo odległe właściwie pod każdym względem. Trudno mi jednak przejść obojętnie obok badania, które między sierpniem 2021 r. a majem 2022 r. zliczyło aż 56 miliardów (!) rekordów użycia danego narzędzia w szkole. Jest to możliwe, ponieważ LearnPlatform to ogromne narzędzie używane w wielu amerykańskich szkołach przez uczniów, nauczycieli i administrację. Słowo platforma nie oddaje tutaj chyba do końca sensu, ponieważ u nas czasami tak nazywamy jakieś oprogramowanie dostępne online (np. ClickMeeting jest platformą do webinarów), a w tym znaczeniu amerykańskim jest to rzeczywiście złożone narzędzie trochę robiące wszystko. Jedną z jej cech jest to, że może śledzić poczynania użytkowników i stąd zebrała tyle danych o tym czego się w amerykańskich szkołach używa.
Spójrzmy na to przez pryzmat kategorii narzędzi:
Średnia całkowita liczba narzędzi używanych przez indywidualnego nauczyciela to 148, a indywidualnego ucznia 143 (w całym okresie badawczym czyli rok szkolny 2021/22). Całkiem sporo. Badanie jest co prawda ilościowe i w ogóle nie zagłębia się w sens korzystania lub nie z danego narzędzia, ale jednak trendy są tak jakby znajome. Oto pierwsze piętnaście miejsc bez podziału na kategorie:
Pytanie, które zadałem sobie na początek brzmiało: gdzie jest Microsoft? Najwyraźniej nie w amerykańskiej szkole. Tutaj widać, że Google jest hegemonem. W top 40 mam: Google Suite (obecnie Workspace), YouTube, Classroom, Sites, Meet i Jamboard.
Z narzędzi, które stosujemy również w Polsce wymienić należy: Kahoot!, Wikipedię, Quizlet, Zoom czy Canvę. Nie podano niestety nigdzie wartości dla danego narzędzia, choćby tego ile razy wchodzono z danym oprogramowaniem w interakcje w ciągu roku szkolnego. Wiemy tylko, że sumarycznie było to ponad 56 miliardów dla wszystkich badanych narzędzi (których było ponad 8 tysięcy). Zliczono działania prawie 3 mln uczniów i ponad 300 mln nauczycieli. Szkoda więc, że nie pokuszono się o jakąś większą analizę, również opartą o dane ilościowe. Nie wiemy jak poszczególne głosy rozkładały się między uczniami, a kadrą nauczycielską. W zasadzie oprócz zliczenia kliknięć nie wiemy nic, a szkoda.
Pełne dane z raportu znajdziecie tutaj.
I znowu jesteśmy w Ameryce. Jak donosi Jill Barshay na łamach The Hechinger Report wysokowyspecjalizowane korepetycje dostępne 24/7 nie sprawdzają się na tamtejszym rynku. W czasie pandemii uczelnie w USA chętnie nabywały usługi typu on-demand tutoring, aby pomagać swoim studentom przejść przez trudny okres, gdy normalne zajęcia były niedostępne, a kampusy zamknięte. Takie usługi stały się za oceanem bardzo popularne, ale z perspektywy czasu nie ma dowodów na to, że przynoszą korzyści.
Podstawowy problem był taki, że studenci nie korzystali z możliwości takich korepetycji mimo, że były one dla nich bezpłatne. 70% studentów nie spróbowało nigdy. Z własnej woli skorzystało zaledwie 19% potencjalnie zainteresowanych, a po dodatkowych kampaniach zachęcających odsetek ten wzrósł do 27%. Na 7 tys. badanych tylko jeden (!) uczeń korzystał aktywnie z możliwości nauki (168 razy) podcza gdy tylko 26 z nich skorzystało z korepetycji więcej niż 3 razy podczas semestru.
Powodów doszukiwano się w kilku aspektach:
Powiedzmy też sobie szczerze, usługa nie była zbyt nowoczesna:
Trzeba być bardzo naiwnym kupującym, aby nabyć taki substytut korepetycji. Nie możesz widzieć, ani słyszeć nauczyciela, a jedynie porozumiewać się na czacie, wysyłać dokumenty i pracować na wirtualnej tablicy. Zgroza i masakra! Ciekawe czemu nie zadziałało…
Na ten moment usługi tego typu są na rynku nowe. Możliwość połączenia się o dowolnej porze dnia i nocy z nauczycielem dowolnego przedmiotu wydaje się kusząca, ale póki co nie sprawdziła się.
Inna sprawa, że amerykańskie szkoły muszą przeznaczyć 20% z pieniędzy publicznych które otrzymały w ramach budżetu federalnego na zwalczanie skutków opóźnienia w nauce podczas pandemii. Firma Paper, które korepetycje on-demand oferuje policzyła sobie zaledwie $40-80 od ucznia w ciągu semestru. Mamy tutaj typowy przypadek zawierania “pustych umów” bez zobowiązań. Gdyby Paper dostawała pieniądze jedynie za zalogowanych studentów z pewnością opracowała by usługę lepiej spełniającą oczekiwania odbiorców.
Miło mi też poinformować, że już za tydzień we wtorek rusza VII Forum Edukacji Dorosłych, które mam przyjemność i zaszczyt produkować dla Krajowego Biura EPALE i Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji. Nie piszę jednak o tym, żeby się pochwalić, ale żeby wspomnieć, że forum będzie tłumaczone na Polski Język Migowy. Uważam, że warto o tym wspomnieć, ponieważ do usług “migaczy” przywykliśmy na różnego rodzaju transmitowanych wiecach wyborczych i w innych miejscach, gdzie wypada być łaskawym dla odbiorców wykluczonych.
My dołączamy tłumaczy migowych z własnej woli i inicjatywy (piszę to w imieniu całego zespołu EPALE) i zdajemy sobie sprawę, że nie jest to takie oczywiste. Zerknijcie na zaproszenie, które nagrał dla Was jeden z prelegentów, Bartek Lis:
Czy coś Was w tym filmie niepokoi? Brakuje dźwięku, prawda? Mogłem dodać choćby jakąś muzykę w tle, ponieważ cisza jest taka nienaturalna. Otóż w tym roku robimy forum też dla osób, dla których cisza jest stanem permanentnym.
Dostępność cyfrowa, bo o niej mówimy, jest trudnym i kontrowersyjnym tematem. Z jednej strony to wymóg (przynajmniej dla podmiotów publicznych, o czym możecie poczytać tutaj), a z drugiej trudny do spełnienia i niewygodny element produkcji. My forum zaprojektowaliśmy tak, że dodanie Polskiego Języka Migowego w jakiś wyjątkowy sposób nie dodaje nam pracy, natomiast nie zawsze możemy działać w warunkach, które sami sobie wymyślimy.
Dla mnie osobiście odpowiednim słowem na to jest “kompilkacja”. Tak, realizacyjnie wydarzenie komplikuje się, ale to też kojarzy mi się z mechanizmami zegarków. W sztuce zegarmistrzowskiej komplikacjami nazywa się dodatkowe funkcje mechanizmów, jak datownik czy stoper. Czyli: dzieło mistrzostwa mechaniki precyzyjnej i setek lat doświadczenia zostaje dodatkowo skomplikowane przez funkcje, które nie są potrzebne, ale pożądane. Nikt więc nie traktuje komplikacji, jako czegoś niechcianego. Wręcz przeciwnie - to wyzwanie.
Jeśli kogoś ten temat interesuje, to jakiś czas temu opowiadałem na antenie webinarium EPALE o narzędziach zwiększających dostępność cyfrową. Nagranie znajdziecie tutaj.
Osoby 50+ to te urodzone w 1972 roku. Ja sam jestem rocznik ‘81, więc od bycia seniorem dzieli mnie już naprawdę niewiele. A wśród tych “dziadków” znaleźć możemy m.in. Rafała Trzaskowskiego czy Cameron Diaz. Bosze, co się stało z tym światem!
W zeszłym tygodniu miałem okazję wziąć udział w badaniu focusowym do międzynarodowego projektu w którym biorę udział, a który dotyczy badania potrzebnych w niedalekiej przyszłości kompetencji zawodowych dla starzejącej się siły roboczej (nieładne tłumaczenie “ageing workforce”). Projekt prowadzimy w Belgii, Francji, Słowenii, Finlandii i Polsce. Wkrótce pewnie będę mógł się pochwalić ciekawym raportem, ponieważ badania jakościowe i ilościowe były prowadzone w każdym z tych krajów. Póki co mam jednak kilka ciekawych wniosków o tym, co usłyszałem od polskich uczestników.
Ogólny wniosek jest taki, że oczywiście wiele zależy od środowiska pracy. Jeśli ktoś pracuje w branży opartej o nowe technologie, to musi nadążać, a wbrew pozorom w agencjach eventowych czy firmach z rynku IT też można znaleźć ludzi w wieku okołoemerytalnym i ono całkowicie łamią stereotyp internetowego dziadka.
Inna sprawa, a to już wynika z moich osobistych badań, w Polsce zupełnie nie wspiera się osób 50+, chyba, że jest to już 70+. Są więc programy socjalne do najstarszych (choćby słynna czternasta emerytura), które mają im pomóc finansowo. Rządzący jednak zupełnie nie przejmują się tymi osobami, które wchodzą w jesień życia, mają przed sobą jeszcze kilkanaście lat aktywności zawodowej i powinny się rozwijać raz z rynkiem na którym funkcjonują. Nie wspierając 50-latków, tworzymy społeczeństwo biednych 80-latków, których trzeba dopompowywać pieniędzmi, aby nie umarli z biedy. Ja osobiście uważam, że ten okres tuż po pięćdziesiątce jest naprawdę kluczowy. Jedni zdobywają wtedy szczyty swoich możliwości, inni zwijają żagle. Nikt jednak nie uczy tego, jak znaleźć się w tej pierwszej grupie.
W badaniu wzięli udział m.in. przedstawiciel JST, ośrodka wsparcia ekonomii, doświadczony HR manager, trener prowadzący wsparcie dla seniorów w zakresie narzędzi i usług cyfrowych czy pracownik dydaktyczny prywatnej uczelni uczącej osoby w każdej grupie wiekowej.
Będę informował o wynikach badania, gdy zostanie już fachowo opracowane.
Christy Tucker podjęła ciekawy temat nakładu pracy wymaganego do stworzenia szkolenia lub lekcji opartych o tzw. scenariusze rozgałęzione. To taka forma narracji w szkoleniu w której uczący się wybiera konkretną ścieżkę podejmując podczas nauki dobre lub złe decyzje. Dla każdego więc lekcja jest trochę inna, ma alternatywne środki i zakończenia.
Christy twierdzi, że 45 minut na taki kurs to za dużo. Dlaczego? Cóż, zerknijmy na schematyczny układ takiego scenariusza:
Zaprojektowanie takiej lekcji to jedno, ale jej produkcja - to inna sprawa. Wychodzimy bowiem poza obszar wirtualnych karteczek i strzałek. W klasycznym e-learningu opartym o ekrany (czyli slajdy) 45 minut rozgałęzienia to co najmniej 150 takich jednostek. To w prostym układzie. W bardziej złożonym nawet ponad 300. A to oznacza setki roboczogodzin. Załóżmy, że po minucie szkolenia uczący się podejmuje decyzje wybierając spośród czterech opcji. Mamy więc ekran startowy i cztery ekrany dla opcji z których uczący się trzech w ogóle nie zobaczy. Każda tej opcji wymaga po minucie podjęcia kolejnej decyzji, tym razem spośród trzech opcji. Wygląda to więc tak:
Mamy już 18 ekranów, a minęło raptem 2-3 minuty nauki. Na żółto zaznaczyłem jedną z opcji decyzyjnych. Uczący się zobaczy więc 3 ekrany podczas gdy my już na tym etapie zaprojektowaliśmy sześć razy więcej.
Oczywiście każdy uczący się może zobaczyć coś innego, więc ekrany nie zmarnują się. Scenariusze też bardzo często linkują do tych samych ekranów, a nawet tworzą pętle, więc finalnie slajdów może być mniej.
Jeśli jednak postanowimy dołożyć do tego e-learningu lektora, to będziemy płacili za nagranie do wszystkich ekranów, a to są zazwyczaj znaczące koszty dla budżetu projektu.
Co możemy zrobić?
Scenariusze rozgałęzione wymagają dobrego przemyślenia przy tworzeniu szkoleń wideo. Są bardzo angażujące, ale trzeba wszystko perfekcyjnie zaplanować i filmować trochę poza jednością czasu, miejsca i akcji. Przy planowaniu produkcji nie można myśleć liniowo. W wideo nie musimy też stawiać na podejmowanie decyzji co kilkadziesiąt sekund. Zobaczcie zresztą świetny przykład takiej realizacji opartej o darmową bibliotekę H5P: https://h5p.org/branching-scenario - wyobraźcie sobie teraz siebie w roli projektantów takiej lekcji, a też producentów wideo, którzy muszą ją stworzyć. Efekt wciąga, ale wymaga pracy.
Na koniec taka innowacja. To już 15 odcinek tego biuletynu, a więc za nami 30 tygodni - ponad pół roku. Pomyślałem sobie niedawno, że co jakiś czas pojawiają się tutaj ciekawe badania, raporty i inne publikacje. Po kilku dniach jednak są już historią, jak cały odcinek, a ja skupiam się na kolejnym. Dlatego też postanowiłem stworzyć coś na kształt repozytorium tak, żebyśmy mogli z łatwością odnajdywać publikacje po wielu miesiącach czy - mam nadzieję - latach.
Repozytorium stworzyłem na platformie Notion i znajduje się ono tutaj. Od przyszłego wydania będzie już na stałe podpinane na samej górze biuletynu. Na razie umieściłem w nim to, co wydało mi się wartościowe z pierwszych piętnastu odcinków i oczywiście będę je uzupełniał.