W najnowszym biuletynie piszę o:
Wellms to platforma, która coraz silniej buduje swoją markę na rynku, publikując, tworząc, edukując. Niedawno pojawił się raport wydany pod następującym tytułem:
Zanim zajrzymy do środka dodam tylko, że Wellms to platforma LMS oparta o ideę tzw. headless LMS czyli sytuację, gdzie front-end i back-end są od siebie oddzielone i połączone są poprzez API. Można więc powiedzieć, że strona wizualna i programistyczna nie są od siebie tak zależne, jak w typowych systemach LMS, co daje duże możliwości w dostosowaniu całości do konkretnych potrzeb. Więcej pisze o tym Katarzyna Kowalik w tym artykule, więc jak kogoś interesuje szerszy kontekst, to zapraszam.
Przejdźmy zatem do opracowania. Pojawiają się tutaj określenia: ebook, raport czy trendbook, więc nie do końca wiadomo czego się spodziewać, choć oczywiście formaty te nie wykluczają się nawzajem. Jest tutaj sporo cytatów z innych opracowań, np. Firmy korzystające z e-learningu mają o 218% wyższe przychody na pracownika - źródło: eLearning Industry. Niestety, nie ma pod to podpiętych linków, więc trudno się śledzi takie liczby. Myślę, że to nie jest najważniejsze i wszystkich jednak bardziej interesują same trendy, czy też megatrendy - jak mamy obiecane.
To, co znacząco wpływa na naszą przyszłość to kilka kluczowych elementów:
I to jest takie szersze spojrzenie na to w jakim świecie żyjemy i żyć będziemy.
Same trendy autorzy podzielili na trzy kategorie: technologiczne, społeczne oraz ekonomiczne i gospodarcze. W sumie jest ich dwadzieścia, ale ja postanowiłem wybrać te, które mnie najbardziej zaciekawiły. Nie są to rzeczy najbardziej oczywiste czy też popularne, a może “pewniaki” o których wszyscy piszą. Mój wybór nie jest więc miarodajny, gdyby chcieć stworzyć jakiekolwiek zestawienie, ale wziąłem sobie na cel zaprezentowanie ciekawych i może nie do końca typowych akcentów, które na co dzień często pomijamy. Oto trzy z nich.
Raport, a w nim wszystkie trendy, możecie pobrać tutaj: https://ebook.wellms.io/
Zaczęło się od tego, że Bartek Polakowski w swoim blogu Korpo E-learning podlinkował artykuł Josha Bersina A New Generation Of Mastery-Based Learning Platforms Has Arrive. Cytując wprost:
Rynek szkoleń korporacyjnych o wartości 330 miliardów dolarów jest ogromny, rozdrobniony i złożony. Przez lata był zdominowany przez systemy zarządzania nauczaniem (LMS) i dostawców treści, z których każdy był pionierem na początku XXI wieku. Systemy te dobrze służyły, ale potrzeby pracowników i organizacji poszły naprzód.
(...) Powiem wprost: kursy oparte o proste wideo nie uczą zbyt wiele. Firmy chcą rozwiązań, które są tworzone przez ekspertów, wciągające, obejmują różnorodne aktywności oraz łączą pracowników z ekspertami i współpracownikami.
Bersin w zasadzie stwierdza, że tradycyjne podejście do edukacji opierało się na modelu “jednego rozmiaru dla wszystkich”, co oznaczało, że wszyscy uczniowie otrzymywali te same materiały i mieli stawiane te same wymagania, niezależnie od swojego poziomu wiedzy. Nowe platformy edukacyjne oparte na tzw. mastery learning umożliwiają dostosowanie materiałów i wymagań do indywidualnych potrzeb każdego ucznia.
W koncepcji mastery learning (Benjamin Bloom) ważne jest, aby uczeń osiągnął pełne zrozumienie materiału przed przejściem do kolejnego poziomu nauczania. W przeciwieństwie do tradycyjnego podejścia, w którym uczeń otrzymuje ocenę na podstawie ilości wykonanej pracy, w mastery learning ocena opiera się na osiągnięciu pełnego zrozumienia tematu. Sam artykuł nic o tym nie traktuje z wyjątkiem tego, że tajemnicze mastery-based learning pojawia się w tytule, ale postanowiłem przytoczyć ten wątek, bo on rzuca dobre światło na resztę tekstu.
W artykule opisane są nowe platformy edukacyjne, które umożliwiają dostosowanie nauczania do poziomu wiedzy każdego ucznia. Platformy te wykorzystują różne narzędzia, takie jak sztuczna inteligencja, analiza danych i gamifikacja, czyli wszystko, co obecnie modne, aby zapewnić skuteczność. Lub sprawiać takie wrażenie.
I tu jest Bartek pogrzebany.
Całą wypowiedź Bartka znajdziecie tutaj - zapraszam, ponieważ ja urwałem poniższy screen w najciekawszym momencie. Ja sam przejrzałem sobie dokładnie opisane platformy i odwiedziłem zdecydowaną większość z nich. Są to raczej rzeczy dla korporacji, a więc nie dla mnie i pewnie niektóre aspekty trudno mi pojąć, jeśli nie przepracowałem nawet dnia w takim środowisku. Są tam widoczne trendy, o których wspominałem choćby w pierwszym temacie dzisiaj. Na pewno “gorące”, ale czy coś poza tym? Nie wiem…
Niemniej jednak zgadzam się z Bartkiem… i z Joshem. Wydaje mi się, że jedno nie wyklucza drugiego. Możemy osiągać mastery learning niekoniecznie wdrażając nowe narzędzie. Ale świat learning & development nie stoi w miejscu i bez takich produktów jak CoRise, Modal czy Hone byłby z pewnością mniej ciekawy.
Zacząłem, to skończę. To znaczy: nie skończę, ponieważ temat jest bardzo rozległy i trudny, ale warto przynajmniej przyjrzeć mu się powierzchownie, ponieważ jest też naprawdę ciekawy. W latach 80. XX wieku, znany nam doskonale Benjamin Bloom ujawnił problem, który nazwany został 2 Σ (czyli 2 sigma). Bloomowi wyszło z badań, że - bardzo upraszczając - uczniowie, którzy korzystają z korepetycji osiągają w nauce wyniki lepsze, niż ci nie korzystający z korepetycji. Też mi odkrycie.
Oryginalny artykuł naukowy na ten temat pobierzecie stąd, a cytować możecie tak:
BLOOM, B. S. (1984). The 2 Sigma Problem: The Search for Methods of Group Instruction as Effective as One-to-One Tutoring. Educational Researcher, 13(6), 4–16.
I teraz o co ta wielka afera? Okazało się, że różnica w wynikach uczniów “korkowych” i “niekorkowych” to aż dwa tzw. odchylenia standardowe, a więc dużo. Dokładnie tyle:
Ten staroświecki wykres jest z oryginalnej pracy Blooma i ma prawie 40 lat.
Zapewne nie czytają mnie zbyt licznie matematycy czy statystycy, więc wyjaśniam czym jest odchylenie standardowe. Jest to nic innego, jak pierwiastek kwadratowy z wariancji i opisuje się go takim wzorem:
Pomogłem? No pewnie, że nie. Wyjaśnijmy to prościej: Odchylenie standardowe to miara rozproszenia danych wokół średniej. Innymi słowy, odchylenie standardowe mierzy, jak bardzo dane różnią się od średniej wartości.
Aby obliczyć odchylenie standardowe, należy najpierw obliczyć średnią wartość ze zbioru danych (w naszym zbiorze mamy wyniki uczniów), a następnie obliczyć różnicę między każdą wartością w zbiorze a średnią. Następnie te różnice są podnoszone do kwadratu, sumowane i dzielone przez liczbę wartości w zbiorze minus jeden. Na końcu wynik jest pierwiastkowany, aby otrzymać właśnie coś, co nazwać możemy odchyleniem standardowym.
Przykład: Weźmy zbiór danych: 2, 4, 6, 8, 10. Średnia wartość to 6. Różnice między każdą wartością a średnią to: -4, -2, 0, 2, 4. Kwadraty tych różnic to: 16, 4, 0, 4, 16. Suma kwadratów to 40. Liczbę wartości w zbiorze minus jeden to 4. Średnia kwadratów to 10. Pierwiastek z 10 to około 3,16. Ostatecznie, odchylenie standardowe wynosi około 3,16.
Oznacza to, że wartości w tym zbiorze różnią się od średniej o około 3,16. Im większe odchylenie standardowe, tym większa rozbieżność wartości w zbiorze od średniej. Sigma jest znakiem, który odchylenie oznacza, więc jeśli Bloom uzyskał 2 sigma, to mógł to nazwać problemem. Dlaczego?
Oznacza to, że tylko wybrani (ci, którzy mają zasoby, aby wspomagać edukację swoją czy swoich dzieci) mogą liczyć na ponadprzeciętne wyniki. A może to właśnie oni są przeciętni, a wszyscy pozostali to szlam i plankton? No, generalnie, mamy problem. Bloom twierdził, że do zadań strategów edukacji i metodyki należy opracowanie takich sposobów, aby uczyć wydajniej utrzymując model masowy. A przynajmniej nie opierając się na relacjach 1:1, jak to ma miejsce w korepetycjach. Rozumiał on przecież, że nie zbudujemy świata na czymś takim, a codzienna edukacja to właśnie szkoła i uczenie masowe. Jak więc wpłynąć na tę masę?
Badania pokazały, że całkiem skuteczną metodą jest taka, którą nazwano mastery learning właśnie. Jak wspomniałem już trochę w poprzednim wątku, chodzi o to, aby uczeń mógł przejść do kolejnego etapu dopiero po zaliczeniu poziomu mistrzowskiego (powiedzmy wyniku na 90%), a nie jak to się teraz dzieje, że 30% wystarcza na ocenę mierną i mamy problem z głowy. To oczywiście wymaga zupełnej zmiany podejścia, innych zasobów (w tym czasu), inaczej nastawionych pedagogów, ale wyniki są po stronie Blooma. Twierdził on, że różnica tkwi w tym, że uczniowie uczeni do poziomu mistrzowskiego mają znacznie więcej informacji zwrotnej i są lepiej i częściej korygowani w swoich postępach. 30-osobowa klasa uczona w modelu tradycyjnym i mastery-learning osiągała zupełnie inne wyniki, różniąc się nawet o jeden stopień jeśli chodzi o średnią. To jest przepaść, ale inna kwestia jak wiele wysiłku trzeba, żeby tak uczyć.
Jeśli temat zaciekawił was z naukowego punktu widzenia, to tutaj znajdziecie świetny artykuł na ten temat: https://nintil.com/bloom-sigma/ - kopalnia informacji o tym, jak to badano dokładnie i dlaczego dochodzono do takich, a nie innych wniosków.
Wiem, że pod koniec było nudno, ale na koniec mam coś o dziewczynach-szczęściarach i czemu to jest złe. Filmy otagowane na TikToku jako #luckygirlsyndrome mają już prawie pół miliarda wyświetleń. Jest to obecnie bardzo silny trend, który można w skrócie opisać tak: Powiedz sobie, że jesteś szczęściarą – taką szczęściarą, że przytrafiają ci się tylko dobre rzeczy. Wtedy wszystkie twoje marzenia się spełnią! Panie i panowie, oto mamy autoterapię pokolenia alfa!
Jak się ma do tego nauka? Badania pokazują, że stosowanie tej metody wpływa na:
Nie ma co udawać, że taka autoafirmacja działa i jest bardzo cenna w czasach, gdy żniwo zbiera depresja.
Jest też jednak inna strona tego medalu. Afirmacja własnej zajebistości też może być szkodliwa. Łatwo przesadzić, a pozytywne nastawienie może być szkodliwe, jeśli nie odzwierciedla rzeczywistości. Nie wystarczy przecież uciekać w świat pozytywnego myślenia, ponieważ od samego myślenia niewiele się zmieni. #luckygirlsyndrome jest często łączony z kobietami próbującymi się wyrwać z trudnych relacji czy sytuacji - osobistych i zawodowych. To raczej jasne, że od marzeń jeszcze się nikomu życie nie poprawiło, a wmawianie sukcesu w niektórych przypadkach zastępuje realne działania - nieskutecznie oczywiście.
Piszę o tym w biuletynie poświęconym w dużej mierze edukacji, ponieważ coraz więcej produktów edukacyjnych opiera się o ten model, a edukatorzy, którzy za nimi stoją niespecjalnie mają podstawy, aby nad tym panować. Sam widziałem niedawno kurs, który jawnie zachęcał do rzucenia pracy w korpo i rozpoczęciu kariery jako konsultant pracujący zdalnie z plaży na Teneryfie. Jeśli w to uwierzysz, to się stanie! To nic trudnego! - przekonywał autor. Wystarczy zrobić pierwszy krok tak, jak zrobili inni! I poniżej relacje zadowolonych klientów. Jeszcze rok temu przestawiali generowali słupki z raportami w Power BI, a dziś martwią się tylko o overbooking, gdy wpadają na kilka dni w miesiącu, aby odwiedzić przyjaciół w Polsce.
Także: nie traćcie pogody ducha, ale uważajcie na szczęściary!