Dzień dobry,
Dziś bez zbędnego wstępu, ponieważ sezon urlopowy trwa, wielu z Was przegląda lub przesłuchuje newsletter w międzyczasie, także przypomnę tylko, że działamy w ramach newslettera fundacji, mojego osobistego biuletynu na LinkedIn oraz w formie podcastu. To co? Zaczynamy?
Zaczynamy!
Tego newslettera możesz też posłuchać w formie podcastu:
Na początek mam dla Was pytanie: jak mocno trzeba “przycisnąć”, aby osiągnąć najlepsze wyniki w dowolnej formie szkolenia? Chcesz mieć 100% to się staraj na 100%... Okazuje się, że nie. Sportowcy wiedzą, że można łatwo się przetrenować i wtedy cały wysiłek tygodni lub miesięcy ciężkiej pracy pójdzie na marne. Z drugiej strony, bez ciężkiej pracy w ogóle nie ma wyników. No więc ile? Domyślacie się pewnie, że odpowiedź brzmi 85%.
Jak podpowiadają nam publicyści Inc. powołując się na badania przeprowadzone w amerykańskim Yale:
Nauka potwierdziła, że jeśli nie jesteś poza swoją strefą komfortu, nie uczysz się. Stabilność wyłącza ośrodki uczenia się w mózgu.
„Być może najważniejszym wnioskiem z naszego badania jest to, że funkcja mózgu i natura uczenia się nie są „stałe”, ale przystosowują się zgodnie ze stabilnością środowiska… Kiedy wchodzisz do bardziej nowatorskiego i niestabilnego środowiska, może to zwiększyć tendencję mózgu do przyswajania większej ilości informacji” - powiedział jeden z badaczy, Daeyeol Lee.
No więc wychodzi na to, że trzeba przycisnąć, aby jakieś efektu były. Ale czemu nie dać z siebie 100 procent? Czujemy oczywiście podświadomie, że to może być bardzo szkodliwe, że możemy fizycznie i psychicznie zrobić sobie krzywdę jadąc przez cały czas z gazem wciśniętym w podłogę, ale co na to nauka?
Tym razem odpowiedź przyszła od badaczy z Uniwersytetu w Arizonie. I te 85% wyszło im po przeprowadzeniu serii eksperymentów z uczeniem maszynowym, w których uczyli komputery prostych zadań, takich jak klasyfikowanie różnych wzorów do jednej z dwóch kategorii lub klasyfikowanie fotografii, odręcznie pisanych cyfr jako liczb nieparzystych i parzystych lub liczb niskich i wysokich.
Komputery uczyły się najszybciej w sytuacjach, w których trudność była taka, że odpowiadały z 85% dokładnością. Mało tego, kiedy badacze przyjrzeli się poprzednim badaniom nad uczeniem się zwierząt, odkryli, że tzw. reguła 85% sprawdza się również w tych przypadkach. Nie jest więc charakterystyczna jedynie do uczenia się komputerów. Wiele więc wskazuje, że regułą ta najprawdopodobniej miałaby zastosowanie do uczenia percepcyjnego, w którym stopniowo uczymy się poprzez doświadczenie i przykłady.
Pojawia się jednak pewna sprzeczność z tym, co sami czujemy. Nigdy nie usłyszałem od rodziców: odrób lekcję na 85%, to wystarczy. Jasne, to wystarczy i wcale nie trzeba być piątkowym uczniem, ale reguła mówi, że nawet lepiej być tym, który zdaje na czwórkę lub czwórkę z plusem. Naprawdę?
Robert Willson, główny autor badania stwierdza jednak: „Jeśli podejmujesz się lekcji, które są dla ciebie zbyt łatwe i cały czas osiągasz idealny wynik, prawdopodobnie nie wynosisz z zajęć tak dużo, jak ktoś, kto ma problemy, ale potrafi je pokonać i nadążyć za materiałem”.
A co na to nasz mózg? Nasze mózgi nie uczą się cały czas. Zamiast tego mózg określa, czy uczenie się jest konieczne w danej sytuacji, a jeśli tak, to jaki rodzaj uczenia się jest najbardziej korzystny. Kiedy warunki są przewidywalne, mózg nie musi robić zbyt wiele. Kiedy okoliczności się zmieniają, pracuje znacznie ciężej.
Jedną z implikacji wyników, według wspomnianego już Daeyeol Lee, jest to, że powinniśmy szukać nowych sytuacji, aby stymulować aktywność mózgu i uczyć się więcej.
„Kiedy wejdziesz w bardziej nowatorskie i niestabilne środowisko, może to zwiększyć tendencję mózgu do wchłaniania większej ilości informacji” – sugeruje naukowiec.
Jeśli ten temat Was wciągnął, zapraszam po więcej:
Na platformie EPALE pojawił się ciekawy pakiet materiałów o nazwie Learning Communities.
“Ten pakiet materiałów jest pierwszą szansą na ocenę tego, co zostało stworzone do tej pory w temacie roku 2022: społeczności uczące się. Polecamy kilka ciekawych publikacji, które mogą poprowadzić Was przez platformę i zainspirować w pracy”. - zachęcają autorzy.
Czego w ogóle dotyczy tematyka społeczności uczących się? Założenia, że uczenie się sprzyja nie tylko temu, który się uczy, ale i całym społecznościom. Łatwo się stawia taką tezę, ale trzeba ją też udowodnić w praktyce. Oto najciekawsze, co znajdziemy w pakiecie:
Te elementy zwróciły moją szczególną uwagę i zaciekawiły, ale warto dodać, że potencjał jest większy. W opracowaniu znalazł się choćby wywiad z Finką Hanną Niittymäki na temat “peace education” (nie wiem, jak to ładnie przetłumaczyć), ale niestety ograniczył się do zaledwie pięciu pytań, z czego dwa pogłębiają rzeczywiście temat. Chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej.
Społeczności uczące się to jeden z czterech kluczowych tematów platformy EPALE w tym roku (obok Młodych dorosłych, Kreatywności i kulturze oraz Rewolucji w umiejętnościach). Z racji tego, że jest to platforma międzynarodowa, stworzona przez Komisję Europejską i publikowana w ponad 30 językach, to możemy się jeszcze spodziewać sporo w tych tematach w najbliższych miesiącach.
Jeśli gdzieś można kogoś skrytykować za szerzenie pseudonauki w branży rozwojowo-szkoleniowej, to bardzo często narzędziem zbrodni jest tzw. Piramida uczenia się, zwana też Stożkiem Dale’a. Tym samym jego domniemany autor, Edgar Dale, staje się łatwą ofiarą ataku.
Wszyscy to znamy: obserwacja daje nam więcej, niż zwykłe czytanie, a już wykonywanie więcej, niż obserwacja. Dlaczego taka hierarchia? Skąd te liczby? Co jest potwierdzone? Już odpowiadam: pan Dale tak to sobie wymyślił... Bez liczb... Nic... Po prostu: gdy jego model trafił na warsztat licznych pseudonaukowców i nibyedukatorów, bardzo szybko zaczął żyć własnym życiem i ma się dobrze do końca lat 40. XX wieku. Mimo, że w znanej nam formie jest nieprawdziwy, bo nie oparty o żadne badania, to przecież co do jego istotny trudno się nie zgodzić.
Ja osobiście od lat jestem dosyć wrażliwy na punkcie tej figury. Jeśli w jakimkolwiek artykule czy prezentacji mignie mi ten obraz, od razu tracę zainteresowanie, bo wiem, że reszta treści może być równie wiarygodna. Podobnie sprawy mają się z hierarchią potrzeb Maslowa czy krzywą zapominania Ebbinghausa - opisałem to kiedyś dokładniej, polecam.
Kiedy jednak czytam taki lead do artykułu, to mam wrażenie, że wszystko jest w porządku:
“Piramida uczenia się została po raz pierwszy stworzona przez specjalistę ds. edukacji Edgara Dale'a w latach 40. XX wieku. W swojej książce „Metody audiowizualne w nauczaniu” Dale nazwał je „stożkiem doświadczenia”. Został on później rozwinięty i przemianowany na „The Learning Pyramid” przez National Training Laboratories Institute.” Źródło: https://www.arlo.co/blog/overview-of-the-learning-pyramid-for-training-providers
Wiecie, to jest jak notka z niedopracowanej encyklopedii. Niby same, nie budzące zastrzeżeń fakty, ale w praktyce… No właśnie.
Tym samym trafiamy na NTL Institute, która to szanowana organizacja z Waszyngtonu, przetworzyła tę ideę i od jakiegoś już czasu podpisuje się pod The Learning Pyramid. Czy to ma sens? Czy w obliczu nowych lub zwyczajnie przeze mnie przegapionych badań będę musiał zrewidować swój stosunek do Edgara Dale’a?
Pierwsza wątpliwość jest taka, że znalezienie powiązania między NTL Institute a hasłem The Learning Pyramid jest trudne. Owszem, znajdziemy masę nawiązań w różnych artykułach, ale sam instytut zdaje się wykasował wszystko, co stworzył i opublikował w tym temacie. Po prostu mniej czy bardziej świadomi autorzy bezrefleksyjnie kopiują internet, bez jakiegokolwiek weryfikowania złudzeń. Piramida jest więc jak trup, którego po cichu usunięto, ale cóż, smród pozostał.
Jeśli ktoś zaś potrzebuje konkretnej naukowej krytyki powinien koniecznie przeczytać artykuł Letrud, Kåre. (2012). A rebuttal of NTL Institute's learning pyramid. Education. 133. 117-124.. Autorka poddaje krytyce nie tylko sam model piramidy, ale omawia też wcześniejsze wątpliwości, np. na temat jego nienajlepszego pochodzenia czy niespójności między samą piramidą a badaniami nad retencją wiedzy. Nie brakuje też zasadniczych słów krytyki semantycznej i metodologicznej pod adresem tego modelu.
Ale, ale Piotrze - powiecie - może i nie ma naukowych dowodów na działanie piramidy, ale przecież wszyscy czujemy, że uczymy się lepiej praktykując, niż teoretyzując. Może więc warto powierzyć wszystko intuicji? I tutaj trzy kontrargumenty:
Co z tego, jeśli w Oxford Reviews czytamy, że jeszcze w 2018 roku 74% nauczycieli uważało krytykę piramidy za niewłaściwą i używało jej do projektowania zajęć. Niedawne badanie z 2018 r. wykazało, że około 74% profesjonalistów zajmujących się projektowaniem nauczania uważa je za fałszywe i wykorzystuje je jako podstawę projektowania materiałów edukacyjnych. Inne niedawne badania wykazały, że ponad 85% nauczycieli przygotowujących do pracy i praktykujących w Wielkiej Brytanii i Holandii wierzyło w szereg metod uczenia się matematyki, w tym style uczenia się i dominację półkul, a także piramidę uczenia się NTL Institute.
Trudno jest zrozumieć, w jaki sposób artykuły zawierające tak rażącą dezinformację mogą przejść przez proces redakcyjny i recenzenta, ale tak się dzieje. Nawet osoby niebędące badaczami mogą przeprowadzać najprostsze wyszukiwania w internecie szybko ustalić dowody.
W lipcu pojawił się raport firmy GroMar pod tytułem “E-learning w obliczu zmian i nowej normalności” - możecie go sobie pobrać tutaj i przejrzeć, a nawet przeczytać. Badanie, którego wyniki posłużyły do opracowania raportu wykonano na próbie 534 pracowników, więc jest całkiem spore, choć nie chcę twierdzić, że reprezentatywne, ponieważ tego nie wiem.
Jeśli czytacie ten newsletter regularnie, to wiecie, że patrzę na raporty branżowe zawsze przez pryzmat tego, kto go wydaje. Tym razem naprawdę duża i znacząca firma na polskim rynku elearning. Wiadomo więc, że będzie trochę grane do swojej bramki, ale bez przesady.
Sam raport w dużej mierze potwierdza to, co już wiemy o rynku i pracy w czasie pandemii i po niej (o ile jesteśmy po): praca hybrydowa, masę czasu spędzonego w chmurze i na spotkaniach online. Mnie natomiast zaciekawiło tylko jedno pytanie: jakie cyfrowe narzędzia szkoleniowe stały się w tych okolicznościach najbardziej popularne?
Ocenie zostały poddane następujące rozwiązania:
Autorzy rozbili odpowiedzi na osiem osobnych wykresów, co trochę utrudnia dostrzeżenie trendów, ale wykorzystałem swoje umiejętności w Excela i dałem z siebie całe 30%, żebyście zobaczyli to:
Z badania wynika, że:
Wszystko więc ustawiło się w takich trzech blokach, gdzie nowoczesność nie może się przebić, klasyka zajmuje swoje klasyczne miejsce, a komórki i wideo rządzą. Zaskoczeni? Chyba niekoniecznie.
Warto też dodać, że na pytania odpowiadali ludzie o bardzo różnych zawodach, od specjalistów, a nawet studentów, po niezależnych trenerów, kierowników czy prezesów. Problem w tym, że nigdzie nie napisano, że są to osoby związane z działką learning and development w swoich firmach. Trudno więc stwierdzić z czego czerpią przekonanie, że w najbliższym czasie ich organizacja nie zacznie interesować się mocniej szkoleniami VR. Dochodzimy więc trochę do sytuacji, gdy statystycznie pan i jego pies mają średnio po trzy nogi.
I jeszcze kamyczek do badawczego ogródka autorów: na osiem badanych kategorii w aż trzech wypadkach wyniki nie sumowały się do 100%. Chodzi o drobne różnice poziomu 0,1-02% wynikające zapewne z tego, że osoba opracowująca raport graficznie trochę zbyt wygodnie zaokrągliła sobie wyniki, no ale efekt jest, jaki jest, A po drugie: wyniki dla szkoleń multimedialnych obydwu typów są dokładnie takie same. Trochę nie chce mi się wierzyć, że 543 osoby odpowiedziały tak samo na dwa pytania, ale kto wie?
W każdym razie jest to powód dla którego wspominam o tym raporcie na samym końcu newslettera. Z jednej strony cenna dawka wiedzy i informacji, ale z drugiej - nie do końca wiadomo, co jest prawdą, a co literówką.